Jesień to moja ulubiona pora roku. Powietrze smakuje i pachnie liśćmi, kasztanami i jabłkami. Można nosić już szalik , a jeszcze nie trzeba kurtki... (kocham szaliki).
Kto mnie zna, wie, że nienawidzę gotowania. Serdecznie. Ale.. jakoś tak ostatnio zaczęłam eksperymentować w kuchni. Katasiaczek twierdzi, ze dorastam, może... Nie wiem, chyba to moje pragnienie regularnego trybu życia się odzywa. Z naszą pracą tak prosta sprawa jak wspólny obiad urasta do poziomu zaplanowanego zadania, przedsięwzięcia logistycznego wręcz.
Bawimy się w to wspólne gotowanie, w testowanie nowych rzeczy, grzebiemy na forach i blogach kulinarnych. I już nie marnujemy czasu :)
Na nasze pyszności zmontowałam zeszycik. Nie jest to może dzieło sztuki, ale kiedy kupiłam ten papier, wiedziałam, co z niego powstanie. Nadal oswajam BIA, już nam lepiej razem. Mój model jako postawka pod zeszyt.




To co nam wychodzi z naszych zabaw :) Deserek wg. przepisu Pascala i gruszeczki w zaewie miodowej mmm. Właśnie stygną powidła śliwkowo- czekoladowe. Tak , tak, rozpusta.
